Jerzy Ficowski, Lodorosty
i bluszczary. Wiersze dla dzieci, wybór, opracowanie i redakcja: Jarosław Borowiec,
ilustracje: Gosia Herba, Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2017.
liczba stron: 230
oprawa: twarda
dla kogo: 0+
Niemowlęta uwielbiają słuchać. Lubią rytm, zwracają
uwagę na intonację i melodię języka. Najlepiej więc czytać im wiersze. A skoro liryka,
niechaj to będzie poezja dobra i przy okazji doskonale wydana. Bez obaw
sięgnijcie więc po Lodorosty i bluszczary!
Najpełniejszy dotychczas zbiór utworów dla dzieci napisanych
przez Jerzego Ficowskiego zawiera wiersze z tomików wydanych w latach 1961–1981,
a także te, które pojawiały się na łamach „Świerszczyka” i „Płomyczka”.
Uzupełniono go także o teksty znalezione w archiwum poety.
Utwory pogrupowano (a w zasadzie taki podział samoistnie
wypłynął z tekstów) wedle pór roku (a dokładniej – według miesięcy), na które
wskazuje tematyka poszczególnych wierszy. Mamy wiec 5 części, zima pojawia się
bowiem dwukrotnie – na początku i na końcu. W ten sposób powstał specyficzny „wierszowany
kalendarz”.
Cykliczność przyrody jest immanentną składową twórczości
Ficowskiego. To poezja osadzona wśród pól, łąk i lasów. W miejscach, gdzie jako
dzieci oddajemy się zabawie do tego stopnia, że zapominamy o codziennych
obowiązkach. To zaabsorbowanie jest charakterystyczne dla tekstów poety. Zadziwiające,
że dorosły artysta potrafił w tak naturalny sposób pokazać dziecięce gry i
psoty. Żywioł zabawy jest tu wszechobecny. Widać to także w języku.
Doświadczanie języka w najmłodszych latach to źródło
autentycznej radości. Tworzenie neologizmów przychodzi naturalnie, frajdę
sprawiają rozmaite igraszki słowne i wymyślanie nonsensów. W ten sposób
najmłodsi odkrywają mechanizmy języka. Wiersze Ficowskiego zanurzone są w
absurdzie, okraszone humorem, przyprawione zagadkami, to poetyckie figle-migle,
w których znać dziecięcą swadę. Neologizmy, homonimy, wspaniałe rymy i doskonały
rytm – a przy tym wszystkim wyśmienita polszczyzna. Tak potrafi tylko wirtuoz.
W Liście do Pana
Jerzego Ficowskiego zamieszczonym na końcu publikacji Jarosław Borowiec przywołuje
tytuł tomu, zaczerpnięty z wiersza Ogrodnik
Bonifacy, który „wiele
mówi również o twórczych możliwościach języka – szczególnie w tym pierwszym,
mitycznym okresie naszego życia, kiedy posługujemy się nim jeszcze wbrew normom
i konwencjom, w obrębie których zamyka nas często słowo »dorosłość«”.
Intensywność doświadczeń, zanurzenie w
naturze oraz językowa swawola stanowią ponadto wspólny mianownik z Leśmianem. Zresztą
o Ficowskim mówi się, że był jego uczniem. Leśmianowskie echa najwyraźniej zaś brzmią w Kolędziołku.
Udało się również poecie przemycić w
zabawie walory poznawcze. Porządkuje świat, tłumacząc zjawiska przyrody – stosuje
wówczas dość proste konstrukcje, a mimo to unika infantylizowania. Widać tu
także zalążki fascynacji tematyką cygańską.
Rozkoszuję się językiem i tęsknię za
dzieciństwem. Tę nostalgię potęgują zanurzone w minionych latach ilustracje
Gosi Herby. Czworo małych bohaterów, którym towarzyszą koty, psy i inne
stworzenia, mogłoby być rówieśnikami z mojego dziecięcego podwórka. Obserwowanie
mrówek, zabawa w chowanego, dokazywanie w deszczu, żucie słomek, nasłuchiwanie
świerszczy – to przecież moje wspomnienia z najmłodszych lat. Rysunki tworzą osobną
narrację, subtelnie jednak korespondując z dziełem Ficowskiego. Lubię w
ilustracjach Gosi Herby odkrywać rozmaite smaczki: sprawdzam, które z nich
przechodzą na kolejne strony, szukam fantazyjnych nakryć głowy.
Co ciekawe – książka ukazała się w dwóch
wariantach okładek.
Cacko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz