Translate

wtorek, 1 sierpnia 2017

Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo



Grzegorz Gortat, Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo, ilustracje: Marianna Sztyma, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2017.

liczba stron: 128
oprawa: twarda
dla kogo: 8+


Tej książki nie czyta się bezkarnie. Narusza dobre samopoczucie, nie daje o sobie zapomnieć – zwłaszcza, że tragedia w Syrii wciąż trwa.
Ośmioletnia Jasmina, sześcioletni Nabil i trzyletni Tarik to rodzeństwo, które wraz z rodzicami mieszka w Aleppo. A w zasadzie w tym, co z miasta zostało. Ruiny – jak ich dzieciństwo – widomy znak tego, co bezpowrotnie stracone.
Narratorka, ośmioletnia dziewczynka, obserwuje rodziców, innych dorosłych oraz swoich rówieśników. Jej spostrzeżenia nie noszą jednak znamion dziecięcych relacji. To głos osoby, która musiała szybko dojrzeć. Doskonale wie, że na ulicy nie leżą roztrzaskane manekiny ze sklepu odzieżowego, lecz ciała; że mama prasuje nie zwyczajne prześcieradła, ale całuny; widzi fałsz wujka Husajna.



Nikt tu nie docieka, po czyjej stronie leży wina. Świadomość, że atakujących jest wielu, powoduje tylko większą rozpacz. Zrezygnowany pan Safik wyznaje: „Jest mi obojętne, czy będzie to samolot wojsk rządowych, rosyjski, amerykański, czy uśmiercą mnie antyrządowi powstańcy, czy islamscy radykałowie. W tej wojnie zwykli ludzie dawno przestali się liczyć. Jesteśmy tylko pionkami w grze możnych tego świata. A świata nie interesuje, co się z nami stanie” (s. 53–54).


Tytuł Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo brzmi paradoksalnie. Ale okazuje się, że i wśród ruin można czasem doświadczyć szczęścia. Pobojowisko to dla dzieci ogromny plac zabaw. Kopiec z gruzu, szkła, połamanych mebli, żelastwa i zniszczonych naczyń kuchennych lśni w słońcu niczym diamentowa góra. Pretekstem do zabawy (jakże jednak gorzkiej) może także stać się nalot. Jasmina z braćmi odgaduje, kto tym razem zrzuca bomby.
Ojciec – Chalim – niczym Guido z filmu Życie jest piękne Roberto Benigniego pragnie zapewnić dzieciom dobre wspomnienia i sprawić, by choć na chwilę zapomniały o wojennym koszmarze. Spaceruje z nimi, bawi się, opowiada baśnie.


Nie da się także przejść obojętnie obok warstwy graficznej. Marianna Sztyma swoje ilustracje buduje ze szczątków: z wycinków gazet i resztek papieru, do których dorysowuje poszczególne elementy. Ta skrawkowość koresponduje z zawartością tekstową – tworzenie z ruin to codzienność mieszkańców Aleppo. Stonowana kolorystyka kojarzy się z pogodnym niebem, o którym niekiedy wspomina narratorka, ale i z unoszącymi się w powietrzu po bombardowaniu pyłem i kurzem.


Przygaszone barwy przedstawionego krajobrazu wywołują we mnie poczucie, że za chwilę wydarzy się coś niedobrego. To stłumienie jest jak złowieszczy spokój, charakterystyczny bezruch przed katastrofą. Ale jest i nadzieja. Latawiec z ostatniego rysunku, rozpostarte skrzydła ptaka na bluzce bohaterki oraz ptak zwrócony przeciwko lotniczej eskadrze na wyklejkach.


Cały dochód ze sprzedaży tej książki został przekazany Polskiej Akcji Humanitarnej na pomoc w Syrii. 



Zakładam, że trudnej lekturze zawsze towarzyszy dziecku uważny dorosły. Przy tej książce takie wsparcie jest niezbędne. Pisarz operuje niedopowiedzeniami, nie ma tu bezpośrednich obrazów przemocy, ale pewnych pytań młodego odbiorcy nie da się uniknąć. Ważne jednak, aby najpierw przeczytać tę przejmującą opowieść samemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz