Grzegorz Gortat, Moje
cudowne dzieciństwo w Aleppo, ilustracje: Marianna Sztyma, Wydawnictwo Bajka, Warszawa
2017.
liczba stron: 128
oprawa: twarda
dla kogo: 8+
Tej książki nie czyta się
bezkarnie. Narusza dobre samopoczucie, nie daje o sobie zapomnieć – zwłaszcza,
że tragedia w Syrii wciąż trwa.
Ośmioletnia Jasmina, sześcioletni
Nabil i trzyletni Tarik to rodzeństwo, które wraz z rodzicami mieszka w Aleppo.
A w zasadzie w tym, co z miasta zostało. Ruiny – jak ich dzieciństwo – widomy
znak tego, co bezpowrotnie stracone.
Narratorka, ośmioletnia
dziewczynka, obserwuje rodziców, innych dorosłych oraz swoich rówieśników. Jej
spostrzeżenia nie noszą jednak znamion dziecięcych relacji. To głos osoby,
która musiała szybko dojrzeć. Doskonale wie, że na ulicy nie leżą roztrzaskane
manekiny ze sklepu odzieżowego, lecz ciała; że mama prasuje nie zwyczajne
prześcieradła, ale całuny; widzi fałsz wujka Husajna.
Nikt tu nie docieka, po
czyjej stronie leży wina. Świadomość, że atakujących jest wielu, powoduje tylko
większą rozpacz. Zrezygnowany pan Safik wyznaje: „Jest mi obojętne, czy będzie
to samolot wojsk rządowych, rosyjski, amerykański, czy uśmiercą mnie
antyrządowi powstańcy, czy islamscy radykałowie. W tej wojnie zwykli ludzie
dawno przestali się liczyć. Jesteśmy tylko pionkami w grze możnych tego świata.
A świata nie interesuje, co się z nami stanie” (s. 53–54).
Tytuł Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo brzmi paradoksalnie. Ale okazuje
się, że i wśród ruin można czasem doświadczyć szczęścia. Pobojowisko to dla
dzieci ogromny plac zabaw. Kopiec z gruzu, szkła, połamanych mebli, żelastwa i
zniszczonych naczyń kuchennych lśni w słońcu niczym diamentowa góra. Pretekstem
do zabawy (jakże jednak gorzkiej) może także stać się nalot. Jasmina z braćmi
odgaduje, kto tym razem zrzuca bomby.
Ojciec – Chalim – niczym
Guido z filmu Życie jest piękne
Roberto Benigniego pragnie zapewnić dzieciom dobre wspomnienia i sprawić, by
choć na chwilę zapomniały o wojennym koszmarze. Spaceruje z nimi, bawi się,
opowiada baśnie.
Nie da się także przejść
obojętnie obok warstwy graficznej. Marianna Sztyma swoje ilustracje buduje ze
szczątków: z wycinków gazet i resztek papieru, do których dorysowuje
poszczególne elementy. Ta skrawkowość koresponduje z zawartością tekstową –
tworzenie z ruin to codzienność mieszkańców Aleppo. Stonowana kolorystyka kojarzy
się z pogodnym niebem, o którym niekiedy wspomina narratorka, ale i z unoszącymi
się w powietrzu po bombardowaniu pyłem i kurzem.
Przygaszone barwy przedstawionego
krajobrazu wywołują we mnie poczucie, że za chwilę wydarzy się coś niedobrego.
To stłumienie jest jak złowieszczy spokój, charakterystyczny bezruch przed
katastrofą. Ale jest i nadzieja. Latawiec z ostatniego rysunku, rozpostarte
skrzydła ptaka na bluzce bohaterki oraz ptak zwrócony przeciwko lotniczej
eskadrze na wyklejkach.
Cały dochód ze sprzedaży
tej książki został przekazany Polskiej Akcji Humanitarnej na pomoc w Syrii.
Zakładam, że trudnej
lekturze zawsze towarzyszy dziecku uważny dorosły. Przy tej książce takie
wsparcie jest niezbędne. Pisarz operuje niedopowiedzeniami, nie ma tu
bezpośrednich obrazów przemocy, ale pewnych pytań młodego odbiorcy nie da się
uniknąć. Ważne jednak, aby najpierw przeczytać tę przejmującą opowieść samemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz