Jacqueline Kelly, Ewolucja
według Calpurnii Tate, tłumaczenie: Katarzyna Rosłan, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016.
liczba stron: 336
oprawa: twarda
dla kogo: 10+
Czas akcji: 1899 rok. Miejsce: konserwatywny
Teksas, farma państwa Tate’ów. Bohaterowie: jedenastoletnia Calpurnia, jej
sześciu braci, dziadek, rodzice, rówieśnicy, służba.
Mamy tu ewolucję wielopoziomową. Po
pierwsze obserwujemy proces rozwoju społeczeństwa. Wciąż, co prawda, wyraźnie brzmi
echo niewolnictwa (uwagi o pochodzeniu Violi, wzmianki o pracy w polu z użyciem
krótkiej motyki i długich worków, oburzenie, ponieważ „biała dziewczynka pieli
bawełnę”), ale zmiany są zauważalne: u Tate’ów w domu dla niewolników mieszkają
już tylko ćmy, a na plantacji pracuje się za pomocą długich narzędzi. Po drugie
– pojawiają się wynalazki: wentylator, telefon, automobil. Jednocześnie wciąż prężnie
działa stowarzyszenie „Płaska Ziemia”. Książka Darwina O powstawaniu gatunków istnieje, ale wzbudza sporo kontrowersji, a jeśli
ktoś pragnie ją wypożyczyć, może usłyszeć: „Nie trzymalibyśmy czegoś takiego w
naszej bibliotece”.
Ewolucja zachodzi jednak przede wszystkim w
głównej bohaterce. Jedenastolatka zmaga się ze stereotypami na temat wychowania
dziewcząt i roli kobiet w społeczeństwie. Dojrzewanie Calpurnii można by
przyrównać do przeobrażenia gąsienicy, która – staje się nie spodziewanym
pięknym motylem, którego można by nazwać „Fleur”, „Szafir” czy „Rubin”, lecz
gigantyczną, pokrytą włoskami i budzącą obrzydzenie ćmą. Potworem – jak nazywa
ją bohaterka. Aspiracje dziewczynki nie pokrywają się z oczekiwaniami
społeczeństwa. Od nauki gotowania, wypieków, haftu czy robienia na drutach,
woli rozwijanie przyrodniczej pasji, obserwacje świata w towarzystwie dziadka
lub wieczory z książką. Pragnie pójść na uniwersytet, ma jednak świadomość, że plany
rodziców wobec niej są zupełnie inne. Mama skrupulatnie obmyśla bowiem debiut jedynej
córki w towarzystwie, a nieorientujący się zbytnio w życiu rodzinnym tata przytakuje
żonie.
Uzmysłowienie sobie fatalności sytuacji
jest dla bohaterki druzgocące:
„Powiedziałam do Violi:
– Z jakiej racji mam się uczyć szyć i
gotować? Po co? Możesz mi powiedzieć? Możesz? […]
– A co to w ogóle ma być za pytanie? […]
Mój Boże, co za fatalna odpowiedź. Czyżby
świadczyła o tym, że pewne sprawy mamy tak głęboko wpojone, że przyjmujemy je
jako oczywiste i nigdy się nad nimi nie zastanawiamy? Jeżeli nikt z mojego
otoczenia nawet nie rozumiał sensu zadanego pytania, to do końca życia byłam
skazana na typowo kobiecy los. Przygnębienie aż mnie przytłoczyło” (s. 216).
Reakcja Violi – typowa odpowiedź strażniczki
patriarchatu – oraz podsłuchana rozmowa rodziców sprawiają, że dziewczynka
czuje się jak w potrzasku, odbierają jej one (na szczęście tymczasowo) chęć do
działania. Nie szanuje się jej potrzeb, nie docenia. „Czułam się całkiem pusta
w środku. Opróżniona ze wszystkiego. Byłam tylko praktycznym naczyniem,
służącym do pomocy i usługiwaniu, czekającym, aż ktoś je wypełni przepisami,
wzorami do haftowania i ściegami na drutach” (s. 217). Opór przed serią starań
nad cudzym zadowoleniem, przed powielaniem narzucanych wzorców jest jak
najbardziej zrozumiały.
Potajemne wymykanie się nad rzekę to jeden
z pierwszych objawów buntu. Potrzebę wyzwolenia się spod ograniczeń narzucanych
przez społeczeństwo wyraźnie widać też w cotygodniowym podcinaniu włosów o cal (wbrew
zakazowi) lub w komentarzach na temat szykowania misternej fryzury na koncert.
Kolejne „przewroty” przychodzą później. Nie są one spektakularne, ale doskonale
obrazują, jaką drogę do samodzielności musiała pokonać dziewczynka. Callie Vee stanowczo
na przykład domaga się wynagrodzenia za opiekę nad dziećmi robotników, czym
wzbudza oburzenie ojca i braci, ale jednak dopina swego.
Dziewczynkę w świat nauki wprowadza dziadek
– szanowany za dawne dokonania, teraz uznawany jednak w okolicy za dziwaka. To
on wręcza zakazane dzieło, pokazuje świat pod mikroskopem, krytykuje system
szkolnictwa, opowiada o Marii Curie, wyjaśnia, kim były Martha Maxwell, Mary
Anning, Sofja Kowalewska i Isabella Bird. To on wreszcie zachęca do
samodzielnych poszukiwań, mobilizuje do pracy i włącza do swoich eksperymentów.
Przede wszystkim nie waha się, by uczynić ją oficjalną wspólniczką pewnego
istotnego odkrycia.
Dla niektórych powieść z tezą, dla mnie
udana (choć niepozbawiona usterek) historia o wahaniach i pragnieniach
dojrzewającej dziewczynki, o zmaganiach z barierami społecznymi, również tymi
wpojonymi. Bohaterka wciąż się rozpoznaje, sprawdza swoje możliwości, podaje w
wątpliwość sądy niesprzyjającego otoczenia, ale i opinie wierzącego w nią dziadka.
Kibicuję, by sprzeniewierzyła się „normie”
i odrobiła lekcję niezależności. W ostatnim rozdziale pada piękne zdanie: „Mogłam
i ośmieliłam się” (s. 330). Jako jedna z depozytariuszek kobiecości liczę, że
stanie się ono mottem niejednej dorastającej dziewczynki.
Jacqueline Kelly gratuluję debiutu
pisarskiego i czekam na niewydaną jeszcze w Polsce kontynuację – Dziwny świat Calpurnii Tate.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz