Clémentine Beauvais, Pasztety, do boju!, tłumaczenie: Bożena Sęk, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2017.
liczba stron: 276
oprawa: miękka
dla kogo: 12+
Trzem nastolatkom z Bourg-en-Bresse: Mireille
Laplanche (15 l.), Astrid Blomvall (16 l.), Hakimie Idriss (12 l.) przyznano
miejsca na podium w facebookowym konkursie Pasztet Roku, organizowanym przez
Malo – dawnego przyjaciela pierwszej z nich. Dziewczyny mogłyby pogrążyć się w
czarnej rozpaczy, zaszyć w najodleglejszych zakamarkach lub ulec kultowi piękna
i rozpocząć dyscyplinowanie ciała, tymczasem zawiązują paczkę i – za namową rezolutnej Mireille – ruszają w
podróż rowerową do Paryża. Towarzyszy im na wózku Kader – brat Hakimy. Planują
dotrzeć do Pałacu Elizejskiego 14 lipca. W jakim celu? Motywacja każdego z
uczestników tej wyprawy jest inna.
Trasa, jaką prawdopodobnie pokonali uczestnicy wyprawy. Źródło: Google Maps. |
Do pokonania mają 450 kilometrów. Po
drodze sprzedają, a jakże, pasztety!
„ – Nie rozumiem, czemu z takim uporem
eksponujecie to przezwisko! – oburza się mama. – Pasztety! Straszne słowo.
– Stanie się piękne, zobaczysz. A w
najgorszym razie zyska moc” (s. 95).
Ich eskapada wywołuje szum medialny.
Dziennikarze, żądni taniej sensacji, krążą niczym sępy i ze strzępków
informacji próbują stworzyć przekonującą historię, zwykle jednak wplatają w to
wątki ideologiczne lub dalekie od prawdy przypuszczenia i wyrwane z kontekstu
wypowiedzi. Internet huczy od wpisów, komentarze się mnożą, a hasztag #3pasztety robi furorę. Napotkani ludzie
zwykle okazują życzliwość, za to w wirtualnym świecie roi się od negatywnych uwag.
Mireille jednak, zgodnie ze swoją dewizą „[…] chwytaj obelgi, które ci rzucają,
i rób sobie z nich kapelusze” (s. 96), nie pozwala, by zakłóciły one podróż.
Narracja nastolatki jest jędrna. Dziewczyna
nie brnie w zaułki oczywistych rozwiązań, lecz trzeźwo, czasem wręcz dosadnie i
po łobuzersku – ale zawsze trafnie – obserwuje rzeczywistość. Nie brak jej przy
tym dowcipu i ironii. Ma też zadatki na filozofa – widać odziedziczyła to po
rodzicach.
Oto trzy królowe (swoją drogą – francuski
tytuł Les petites reines oznacza
właśnie królewny) na blaszanych rumakach podążają do stolicy. A po drodze uczą
się siebie nawzajem i rozprawiają z przeszkodami, w tym z pułapkami dojrzewania.
Przeistaczają się. Cyklistki, oprócz zakwasów, zyskują całkiem niezły bagaż – uczestnictwo
w balu studentów, pobyt na Zamku Długiej Śmierci i opowieści Adrienne z czasów
wojny, przygody na kempingu.
Choć punktem wyjścia był obrzydliwy
konkurs oceniający wygląd (przypominają mi się tu niechlubne początki
Facebooka), w opowieści Brązowego Paszteta nie ma ubolewania nad własną fizycznością.
Ciało jest postrzegane raczej jako nośnik przyjemności (dobre jedzenie, oznaki
zauroczenia i męczący, ale wzmacniający wysiłek fizyczny). Mireille je i między
innymi dzięki temu ma energię, by coś zmienić. Jestem wdzięczna bohaterce za to,
że nie próbuje na siłę wpisać się w kanon urody, jeszcze bardziej zaś za to, że
jako środek lokomocji wybiera rower. „[…] magia polega na tym, że rower jest
miotłą; latającą miotłą, która pruje przez powietrze posłuszna najmniejszej
myśli; reaguje na ruch palców, stóp, bioder […]. A kiedy zdamy sobie sprawę z
magii roweru, to wszystko, czym on jest, miesza się w nas i człowiek
równocześnie czuje rozstępujące przed nim powietrze, wszelkie nierówności
drogi, drgnienia najdrobniejszej części mechanizmu i własną krew pompowaną przy
każdym naciśnięciu na pedały. I wtem staje się cud, ta mieszanina staje się
jednością, szybką i buzującą, i jesteśmy w świecie jakby własnoręcznie
stworzonym” (s. 52–53). Takie postrzeganie ciała – pełnego witalności, z
ogromnym potencjałem, zdolnego do pokonania przeszkód – powinno być częściej
rozpowszechniane, zwłaszcza wśród zmagających się z wieloma kompleksami nastolatków.
Istotny jest także aspekt ciała osoby z niepełnosprawnością – dla Kadera
wyprawa ma charakter niemal wyzwolicielski
Niezwykle podoba mi się polska wersja
tytułu. Dopingujący okrzyk, który uwypukla drzemiącą w dziewczynach siłę. Hasło,
które można by skandować na manifestach i z dumą nosić na transparentach. Kryje
się za nim wiara w sprawczość, przekonanie, że wiele zdobędą. Jest wreszcie
przyczynkiem do rozmyślań nad społecznym przyzwoleniem do bycia pasztetem. Może
w końcu uda się uciec od władzy spojrzenia.
Grzechem byłoby zamilczeć na temat
przekładu. A ten jest znakomity. Tłumaczka świetnie oddała potoczysty styl – żarty,
żonglerki słowne i wywody nastolatek. Błyskotliwie i autentycznie. Chapeau bas dla Bożeny Sęk!
Okładka to natomiast popis Gosi Herby. Trzy
bohaterki – dynamiczne, zmotywowane do działania. Wzdęte policzki, bystry
wzrok, ogromne skupienie. Niemal nie wyskoczą z karty. Zdecydowanie
najładniejsza okładka spośród dotychczasowych wydań.
Po lewej okładka francuska, po prawej – angielska. |
We Francji publikacja zdobyła tytuł młodzieżowej
książki roku 2015.